poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Anne B. Radge "Ziemia kłamstw"


Wydawnictwo: Smak słowa
Data i miejsce wydania: Sopot 2011
Liczba stron: 285

Przy okazji recenzowania tej powieści zastanawiałam się po raz kolejny, czy mogę oceniać książki przez pryzmat tego, czego się po niej spodziewałam na podstawie opinii innych, okładki czy opisu na niej. Znaczy, móc pewnie mogę, bo kto mi zabroni, tak? Ale czy taka ocena jest sprawiedliwa?  Co w końcu autor ma do tego, co się akurat w mojej główce zalęgło w dodatku pod wpływem osób, które z nim samym i z jego procesem twórczym nie mają właściwie nic wspólnego?  Zainspirowana takimi rozważaniami, piszę tę recenzję nie zważając wcale na oczekiwania, jakie miałam zanim przeczytałam pierwsze zdanie.

Cała historia toczy się w obrębie jednej norweskiej rodziny, a raczej grupy osób, które łączą więzy krwi, gdyż z prawdziwą zażyłością rodzinną stosunki między matką, ojcem, ich trzema synami Torem, Erlendem i Margido, oraz córki jednego z nich Torrun, w każdej właściwie możliwej kombinacji, mają niewiele wspólnego. Erlend, homoseksualista, nieakceptowany przez bliskich ze względu na swoją orientację seksualną, wyjeżdża do Danii i przez dwadzieścia lat nie daje znaku życia. Skupia się na karierze dekoratora wystawowego i swojej miłości do mężczyzny o imieniu Carl. Margido również nie odwiedza rodzinnego gospodarstwa, mimo że prowadzi zakład pogrzebowy w okolicy. Jedynie najstarszy syn Tor całe swoje życie poświęcił dbaniu o rodzinne interesy, którymi na początku była hodowla krów, a później świń. Zwierzęta i wiekowa już matka są całym jego życiem, do którego sporadycznie i jedynie telefonicznie dołącza jego córka Torrun. Ojciec… ojciec to w zasadzie jednie stary człowiek szwendający się bez celu po domu i wykonujący dane mu polecenia. Od zawsze, na zawsze. Nagle, z powodu nieoczekiwanej choroby matki wszyscy ci, praktycznie obcy sobie ludzie, spotykają się nad jej łożem śmierci. Muszą zmagać się ze wspomnieniami, własnym uczuciami, a także straszną rodzinną tajemnicą, która nigdy nie miała zostać ujawniona…

 „Ziemia kłamstw” to książka… zimna, choć to być może dziwne słowo na określenie powieści. Nasunęło mi się pewnie ze względu na okładkę, kraj, w jakim rozgrywa się akcja lub chłodne stosunków międzyludzkie, jakie tu obserwujemy. Ta niska temperatura pozwala jednak w pełni docenić chwile ciepła, które pojawiają się i znikają, gdy poszczególni bohaterowie, choć na chwilę pokazują nam ten lepszy fragment swojej duszy. Autorka pokazuje nam świat wprost, bez zbędnych „ulepszaczy”, bez zakrywania nam oczu i uszu na „brzydkie” (nie chodzi o erotyczne) sceny. Jak śmierć to z każdym jej aspektem biologicznym, jak trup to trup, a nie człowiek, który zasnął snem wiecznym, jak kac to z porannymi wymiotami itd. Autentyczna do bólu, bez sztucznych dialogów, uśmiechów i gestów, które istnieją tylko w książkach. Czujemy wręcz nerwową atmosferę, jaka panuje w rozmowach, wstyd bohaterów ich zażenowanie czy rozbawienie. Miejscami zauważałam nawet, że autorka manipuluje moimi emocjami i ocenami. Przykład: wspomniany już ojciec. Raz się nim brzydziłam, raz go żałowałam, zależnie od tego, kto i jak właśnie o nim mówił w powieści…


Doceniam więc w stu procentach kunszt autorki i jej zdolności psychologiczne, mimo że wyjęta ze scenariusza serialu brazylijskiego końcówka nieco mnie rozczarowała.  „Ziemia kłamstw” jest przykładem na to, że szczerością i autentyzmem można wzbudzić najprawdziwsze emocje, które zapadają w pamięć lepiej niż niejedna upiększona historia. 

Zdjęcia powiązane z powieścią "Ziemia kłamstw":


 Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki dziękuję:

wydawnictwu
oraz współpracy z blogiem:


2 komentarze:

  1. Zmartwiłaś mnie tylko tym zakończeniem - zakończeniami brazylijskich seriali fascynowałam się ostatnio w podstawówce...:) Ale mam nadzieję, że nie wpłynie to bardzo na całą opinię o książce. Zainteresowałaś mnie tą skandynawską autorką i chętnie przeczytam jej trylogię obyczajową, bo póki co wielbię tylko Axelsson z takiego gatunku i kraju, a tu widzę inny styl i inne podejście :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie to było spotkanie z całkowicie nową literaturą, więc byłam zakoczona. Ale zawsze warto spróbować czegoś innego i nie zamykać się tylko na literaturę amerykańską.:)

      Usuń