„Smutno, bardzo smutno wstawało słońce, lecz
najsmutniejszym widokiem, jaki oglądało, był ów człowiek o wielkich
zdolnościach i szlachetnych popędach, których nie potrafił wykorzystać
właściwie. Niezdolny do walki w obroni własnej, niezdolny do szczęścia, dobrze
wiedział o zżerającym go rozkładzie, nie przeciwdziałał jednak temu.”
Charles Dickens
„Opowieść o dwóch miastach”
Niestety tak się złożyło, że na pierwszy tekst z cyklu
„Cytuję, więc jestem” przypada nam tak smutny temat, jakim jest zmarnowane
życie. Nic jednak nie poradzę na to, że zajmuje on w moim życiu miejsce na
podium w rankingu „lęk i fobie”.
Zazwyczaj z takimi zmarnowanymi nadziejami kojarzy mi się
staruszek (bądź staruszka), siedzący samotnie na bujanym fotelu, może z kotem,
a może z jabłkiem na wpół obranym ze skórki oraz obowiązkowo z grubymi okularami, zza
których wygląda smutne spojrzenie. Usta jego poruszają się prawie bezdźwięcznie,
powtarzają, jak mantrę nauczoną na pamięć listę rzeczy do zrobienia, którą
sporządził owy staruszek (bądź staruszka), gdy w starość jeszcze nie wierzył.
Cóż dla niego znaczy zmarnowane życie? List w różowej kopercie, na który nigdy
nie odpowiedział? Pociąg do Warszawy, na który nie zdążył? Paryż, którego nie
zobaczył? Złotowłosa córeczka i piegowaty synek, których nie wychował, bo ktoś musiał pracować? Możemy
się tylko domyślać, bo nie widać po nim na pierwszy rzut oka, co poszło nie
tak. Nie sposób zgadnąć, która zmarszczka, jakie oznacza cierpienie.
I tu jest właśnie pułapka. Nigdy wiemy, co to znaczy być
szczęśliwym, cóż to takiego spełnienie. Nie istnieje osoba na tym świecie,
która by nam mogła powiedzieć, jak żyć, choć wiele pewnie próbuje usilnie, ale
nie dajcie się zakrzyczeć „dobrymi radami”. Bo właśnie zdarza się, że taki, znany
Wam już, staruszek (bądź staruszka), który pozornie miał dobre i długie życie,
ma dom, rodzinę, pracował uczciwie, płacze jednak nad straconą nadzieją, nad
drogą, której nie wybrał, choć miał okazję. Natomiast osoba, która na pierwszy
rzut oka budzi w nas współczucie i to dziwne uczucie w sercu, którego się
wstydzimy, a które wlewa w nas nieco otuchy, że inni mają gorzej, podejrzewać można, że wbrew nam i wbrew temu,
co sobie o nim pomyśleliśmy nie żałuje niczego i jest szczęśliwym człowiekiem.
Nie tylko życie człowieka jest kruche, również jego
szczęście. Jedna decyzja może nam je zapewnić, a kolejna w krótkiej chwili
odebrać. W dodatku nie koniecznie są to nasze wybory… Jak dziecko, które przyszło na świat w dobrej
rodzinie, ale jest molestowane przez własnego ojca. Jak człowiek, który oświadczył
się ukochanej, ale w chwili, gdy już skręcają do hotelu, gdzie spędzić chcą noc
poślubną, ktoś na drodze postanawia mocniej nacisnąć pedał gazu. Jak dziewczyna
posyłająca uśmiech do chłopaka po drugiej stronie ulicy i przez to nieuważająca
na przejściu dla pieszych. Jak ja, która… właśnie? Jaka będzie historia mojego życia?
Opowiem wam, gdy już uwierzę w starość…
***
Pierwsze koty za płoty. Zapraszam do dyskusji na temat wyborów, szcześcia życiowego, spełnienia... Jaką rolę odgrywa w tym wszystkim los, a jaką nasze własne decyzje? Czy Wy żałujcie czegoś?
Oczywiście czekam też na Wasze propozycje, co do kolejnego cytatu, który spowoduje burzę myśli w mojej głowie:) Powiem szczerze, że przy tym tekście długo się nasiedziałam, wiele razy zmieniałam koncept, chciałam napisać wszystko, co pchało mi się do głowy, ale to przecież niemożliwe. Częstuję Was zatem tym kawałkiem moich myśli i mam nadzieję, że smakowało.
Tak mi się spodobał Twój tekst, że przeczytałam go dwa razy po rząd :) Lubię czytać czyjeś szczere przemyślenia dużo bardziej, niż te teksty na siłę udziwniane i z pozoru perfekcyjne, ale tak naprawdę sztuczne i pompatyczne. Kawałek Twoich myśli bardzo smakował ;)
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że jakaś siła wyższa istnieje i wpływa na nasze życie. Niektórzy mówią, że to Bóg, inni nazywają to losem, a może to po prostu nasza podświadomość? Jednak jak dla mnie to tak naprawdę my decydujemy o własnym życiu. Wiadome, na początku decydują za nas rodzice, ale przychodzi czas i pora, gdy zaczynamy brać odpowiedzialność sami za siebie.
Czy żałuję czegoś? Tak, żałuję, ale w życiu podobno chodzi o to, żeby uczyć się na własnych błędach. Czy to prawda? W jakiejś części na pewno.
Bardzo dziękuję za miłe słowa! Masz już u mni tyle "plusików", że ciężko zliczyć:)
UsuńMy decydujemy o wielu rzeczach, to fakt, ale czy nie wydaje Ci się, że te najbardziej przełomowe momenty są dziełem przypadku...czy Boga...siły kosmosu... No bo jaki mamy wpływ na to, że kogoś spotkamy? Że się potkniemy i stracimy pamięc? Że ktoś w nas wjedzie samochodem? itd. itd...
Nie ma za co :) Hah, miło mi :)
UsuńChyba masz rację, jest coś takiego co sprawia, że idziemy tą drogą, a nie inną. Kiedyś nie wierzyłam w przypadki, ale z czasem zauważyłam, że niektóre rzeczy są właśnie dziełem przypadku, a nasze decyzje miały rolę zbyt małą, żeby obarczyć je za nie odpowiedzialnością. Jest wiele ważnych osób w moim życiu, których pewnie nigdy bym nie spotkała, gdyby nie jakaś siła, dziwny impuls, który sprawił, że stało się tak, a nie inaczej.
dziś, w pesymistycznym nastroju, jestem absolutnie przekonana, że nad człowiekiem ciąży fatum. Ale gdy się jutro obudzę pewnie znów uwierzę w szczęśliwy los, w słońce, które podobno zawsze wychodzi po każdej burzy ;)
OdpowiedzUsuńtrudno mi wypowiedzieć się o Twoim tekście. Temat omawiany i odmieniany przez wszystkie przypadki, ale spojrzenie świeże. Mimo kilku uwag, która czytam po raz kolejny wniosłaś też iskierkę ożywienia, poczucia, że jednak można pisać o tym, co wszyscy, ale po swojemu i opisywać niektóre stany w sposób oryginalny, jak nikt wcześniej. Dla mnie tekst jest przede wszystkim za krótki, ot co! Następnym razem wnioskuję o dłuższe formy!
pozdrawiam serdecznie,
kinga
Mam nadzieję, że pesymizm już od Ciebie odszedł, chociaż przyznaję, że też nieraz uważam, że to jakieś fatum nade mną wisi... albo, że to karma. W nią też wierzę.
UsuńDziękuję za opinię, co do tekstu, jest dla mnie bardzo ważna. Cóż, nie wiem, czy istnieje jakikolwiek temat, który nie byłby już opisany. I właśnie, moim zdaniem, dobra opowieść to taka, która odnajduje nową perspektywę.
Ja niczego nie żałuję, staram się ciągle iść do przodu, nie oglądając się za siebie. Popełniłem w życiu sporo błędów, ale z każdego wyciągałem wnioski. Kiedyś moje życie było szalone i beztroskie, teraz jest umiarkowanie spokojne. Człowiek im starszy to zaczyna postrzegać życie inaczej, na szczęście pozostała we mnie cząstka małego chłopca,która pozwala mi się cieszyć z małych rzeczy.
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Ci tego braku wyrzutów sumienia, tam gdzie są one niepotrzebne i tylko hamują człowieka. Ja mam ich nadmiar, niestety. Też liczę na to, że z wiekiem zrozumiem pewne sprawy, staram się pracować nad sobą, tak aby kiedyś w końcu powiedzieć: Jestem spełniona i świadoma siebie...
UsuńMam poczucie, że tekst, który przeczytałam jest bardzo osobisty. To plus, bo pozwala nam - czytelnikom bliżej poznać Ciebie i Twoje myślenie, ale ma to też jeden minus.. trudno oceniać Ciebie za przemyślenia, którymi nas karmisz, nie można ich też negować, bo każdy ma prawo do wyrażania siebie.
OdpowiedzUsuńGdyby to był tekst fikcyjny, mogłabym krytykować (gdybyś dała mi do tego podstawy, w co nie wierzę, bo piszesz bardzo przyjemnie).
Jeśli zaś chodzi o treść.. hmm.. temat rzeka.. Ja wierzę, że naszą egzystencją kieruje Los, który my nieskutecznie próbujemy oszukać, a w naszym życiu dominuje przyczynowo-skutkowość..
Szczęście zaś należy doceniać w najdrobniejszych detalach, bo jest tak ulotne, że może przejść obok niedostrzeżone, gdy zajmuje nas biadolenie o codziennych kłopotach.
Oczekuję kolejnej porcji smacznych przemyśleń, bo jak wiemy - apetyt rośnie w miarę jedzenia ;)