Samotność to
temat ponadczasowy, idealny wręcz dla powieści psychologicznej. W końcu samotni
jesteśmy zazwyczaj w głębi duszy, nie potrafiąc wytłumaczyć tego uczucia, jego
przyczyn. Na zewnątrz wszystko wydaje się być w jak najlepszym porządku, a w
sercu szaleje burza, która w końcu musi zagrzmieć, zabłysnąć, aby mogła
przeminąć…
Tak obrazowo
i w skrócie można by opisać losy Lucy Snowe, głównej bohaterki ostatniej
powieści kultowej pisarki Charlotte Bronte „Villette”. Jest to skromna
dziewczyna, od życia oczekująca jedynie dachu nad głową i pożytecznego zajęcia. Wszelkie
przeciwności losu przyjmuje ze spokojem i rozwagą, są to cechy dominujące w jej
charakterze. Będąc jeszcze bardzo młodą i niedoświadczoną Lucy zostaje na
świecie sama i bez środków do życia. Postanawia więc wyjechać z Anglii w poszukiwaniu swojego miejsca
na ziemi. Znajduje go na pensji dla dziewcząt prowadzonej przez Madame Beck, a
do tego pewien młody lekarz John, znany jej z lat młodości, rozbudza w niej
romantyczne uczucie. Jednak nie ma ono szans na spełnienie… Dusza młodej
dziewczyny rozpada się na kawałki. Nadzieja na szczęśliwe zakończenie pojawia się w postaci Paula, profesora literatury. Szczerze mówiąc, byłam tak skupiona na uczuciach
Lucy do doktora Johna, że przez myśl nie przeszedł mi możliwy romans miedzy nią
a tym wybuchowym i dziwnym człowiekiem Paulem.
W „Villette”
nie brak tajemnic i mrocznych historii, które rozwiązujemy krok po
kroku wraz z bohaterką. Siedzimy sobie jej w głowie i jej oczami patrzymy na
cały świat przedstawiony. Jest to bardzo
ważna książka dla fanów nie tylko twórczości, ale także biografii i samej osoby
autorki, ponieważ po wielu traumatycznych przejściach pisarka musiała gdzieś
wypuścić wszystkie uczucia nagromadzone w jej duszy. Moim zdaniem jest to powód
nie tylko objętości książki, ale także jej formy. Dominuje tu „strumień świadomości’,
użyty po raz pierwszy w utworze literackim, a przemyślenia Lucy, jej opinie na
temat innych bohaterów i zjawisk społecznych XIX wiecznej Anglii i Francji są
zdecydowanie na pierwszym planie. Mimo tej dość przyciężkawej dla
niewprawionych w boju czytelników formy, „Villette” czyta się dosyć szybko i z
zaciekawieniem. Zwłaszcza, jeśli mamy podobne głównej bohaterce przemyślenia czy przeżycia. Współczucie i współodczuwanie to niezbędni towarzysze podczas
lektury tej pozycji.
Książki tego
rodzaju mają na mnie terapeutyczny wpływ. Zarówno język,
jak i zachowania bohaterów wydają się być bardzo gruntownie przemyślane,
dominuje rozsądek, wyważenie, trafne uwagi. Dla mojej chaotycznej duszy to jak
balsam, jak środek uspokajający. Wydaje mi się zawsze, że ja też mogłabym taka
być. Mogłabym być damą, która wie, co powiedzieć, jak się zachować. Mimo że z
wieloma postawami się nie zgadzam, gdyż są po prostu sprzeczne z moją natura,
np. ukrywanie uczuć, to mam dla nich duży szacunek. Polecam „Villette” fanom
tego typu literatury i klimatów XIX wieku, szukających literackich przeżyć na
najwyższym poziomie oraz ciekawskim, którzy po prostu próbują wszystkiego!
Kochani!
Życzę Wam dobrego startu w Nowy Rok i niekoniecznie znaczy to mega wielką imprezę i pijaństwo, ważne żebyście robili to, co Wam sprawia przyjemność z ludźmi, którzy są dla Was ważni. Każdego dnia. Słuchajcie serca. I dawajcie szanse sobie i innym. Szanse na lepsze, szanse na nadzieje, na uśmiech.
Nie łamcie obietnic, nie łamcie serc. Zerwijcie łańcuchy, które Was ściskają i weźcie głęboki oddech.
Przez chwilę zastanówcie się, czego chcecie od życia i to róbcie. Nie błądźcie po omacku, bo tracicie... tracimy czas.
Szczęśliwego Nowego Roku!
Dziękuję i Tobie również życzę wszystkiego najlepszego!
OdpowiedzUsuń:*
UsuńPoszukam tej książki w bibliotece. Muszę zacząć bardziej czytać literaturę sióstr Bronte! :)
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego w nowym roku!
Dla mnie "Villette" posiada typowy dla XIX wiecznej literatury angielskiej urok i na pewno ma coś w sobie, ale są inne książki sióstr Bronte, które podobały mi się bardziej. Tutaj ciężko mi się brnęło przez kolejne strony...
OdpowiedzUsuń