czwartek, 26 grudnia 2013

Katarzyna Gryga "Suka"

Święta. Rodzina. Stół. Sianko. Dwanaście potraw (albo inna duża liczba). Choinka. Prezenty. Kolędy. Zdarzają się też kłótnie, łzy i niezręczne próby wybaczenia. Ale tak to mniej więcej w większości domów polskich wygląda. Jest to pewien schemat, w który mniej lub bardziej chętnie wpasowujemy się każdego roku. Debiutancka powieść Katarzyny Grygi rozrywa jednak wszelkie łańcuchy, także i ten. Rozrywa je rękami, a w zasadzie pazurami głównej bohaterki, Suki. Ona w Wigilię zostaje sama w mieszkaniu swojej matki ze swoim ukochanym Wyżłem, kładzie się na kanapie i ogląda film na DVD. Byłby to smutny obraz, budzący naszą, tak wyczuloną w bożonarodzeniowy czas katolicką empatię, gdyby nie jeden istotny fakt - Suka jest w tym wszystkim szczęśliwa.

Suka jest suką. Rozbierając to zdanie na czynniki pierwsze rozróżniamy Sukę, jako imię nadane przez bardzo przewidującą matkę oraz sukę, jako stan umysłu bądź też cechy charakteru, jak kto woli. Główna bohaterka jest jeszcze młoda, ale bardzo świadoma siebie, swoich celów, poglądów, patrzy na świat i analizuje go bardzo drobiazgowo i krytycznie. Nic nie umknie jej suczym oczom, a każdy brud, jaki zauważy zostanie przez nią ostro skomentowany. Suka jest bogata i nie kryje się z tym, że lubi luksus. Suka jest biseksualna i ma dziewczynę, która ją ostro irytuje Mariannę. Suka spotyka się tylko ze swoją matką i żonatymi mężczyznami w wieku adropauzalnym, poza tym ogranicza kontakty z innymi ludźmi do minimum. Suka ceni swój wolny czas, pracuje w domu, dużo czyta, całuje psa za uszami i co roku wyjeżdża na narty.

Katarzyna Gryga stworzyła Sukę, jako przedstawicielkę nowoczesnego pokolenia kobiet, które nie są pieskami salonowymi, a „samcami alfa”. Żyją przede wszystkim dla siebie, pozostają w wolnym stanie, po to, aby nikt im nie naruszał „suwerenności łóżka”. Zarabiają na swoje przyjemności i nie skąpią sobie niczego. Chcą pracować, mają wiedzę, umiejętności i zapał, swoją wartość potrafią udowodnić czymś więcej niż tylko pustymi przymiotnikami „punktualna, dyspozycyjna, łatwo nawiązująca kontakty” wpisanymi w CV. Jest tylko jedno małe „ale” – w naszym kraju nie ma miejsca dla takich ludzi, ponieważ wyższe stanowiska zapełnione już zostały półgłówkami. Dla całej reszty zostaje już tylko bezpłatny staż, a przy odrobinie szczęścia lub znajomości najniższa krajowa.

Powieść jest skonstruowała w taki sposób, że nie jest ważne w zasadzie to, co się dzieje w akcji, chyba, że kogoś interesuje opis wakacji, wyjścia na kawę do miasta albo jazdy samochodem po mostach. Najważniejszy jest sposób postępowania, patrzenia na świat, jaki reprezentuje Suka, bezimienna w zasadzie z tego powodu, że może nią być każda z nas, albo też każda osoba w naszym otoczeniu. Co więcej, taka suka siedzi każdej głowie, ale tu jest dopuszczana częściej do głosu, a tam mniej albo i wcale. Nie chodzi też o ocenianie głównej bohaterki w kategoriach, czy jest ona dobra czy zła. Czytelnik ma ją wysłuchać, ma ją skrytykować, znienawidzić w pewnych aspektach, a zrozumieć i bić jej brawo, jeśli chodzi o inne. Ja na przykład kompletnie nie zgadzam się z Suką w kwestiach miłości. Nie podoba mi się zupełnie sposób, w jaki ta traktuje swoją dziewczynę Mariannę. Żadna osoba nie powinna być tak traktowana, nawet ta najbardziej pusta, naiwna czy głupia.


Jeśli chodzi o język powieści, to faktycznie trzeba się do niego przyzwyczaić, choć mnie nawet później wydawało się, że miejscami coś zostało przekombinowane i napisane na siłę. Nie lubię tego i niezmiernie mnie to zawsze mierzwi. Jednak jest to jakiś sposób przeciwstawienia się słodkiemu, rozlazłemu sposobowi pisania, jaki reprezentują prawie wszyscy autorzy „literatury kobieciej”. Wisienką na torcie tej książki są ironiczne rysunki autorki,  które obrazują rzeczywistość i sprawiają, że Katarzyna Gryga w naszych oczach staje się po prostu jedna z nas.

Ta krótka książka skłoniła mnie też do rozmyślań nad sama sobą. Błagam kosmos, żeby mi pozwolił wypracować w sobie tą niezależność, umiejętność wyzbycia się wyrzutów sumienia, kiedy mam ochotę złamać schematy i nie dać się „podporządkować terrorowi kalendarza”. Nie czuć ciągle na sobie presji robienia czegoś w określony sposób. Nie potrafię się tego wyzbyć i czuć się wolna jak Suka, która sobie wychodzi w trakcie imprezy, bo ją denerwują durne dowcipy, która nie ma znajomych i nic sobie z tego nie robi… I na koniec najważniejsze, co zapamiętałam z tej książki: nie powinniśmy pozwolić na to, aby nasze szczęście determinowali ludzie, tylko nasz umysł i serce.






Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa:

1 komentarz:

  1. Zaintrygowałaś mnie tą książką. Tematyka wydaje się bardzo interesująca, a skoro po tej lekturze nasuwają się takie mądre refleksje, to koniecznie muszę ją przeczytać.

    OdpowiedzUsuń