Święta. Rodzina. Stół. Sianko. Dwanaście
potraw (albo inna duża liczba). Choinka. Prezenty. Kolędy. Zdarzają się też
kłótnie, łzy i niezręczne próby wybaczenia. Ale tak to mniej więcej w
większości domów polskich wygląda. Jest to pewien schemat, w który mniej lub
bardziej chętnie wpasowujemy się każdego roku. Debiutancka powieść Katarzyny
Grygi rozrywa jednak wszelkie łańcuchy, także i ten. Rozrywa je rękami, a w
zasadzie pazurami głównej bohaterki, Suki. Ona w Wigilię zostaje sama w mieszkaniu
swojej matki ze swoim ukochanym Wyżłem, kładzie się na kanapie i ogląda film na
DVD. Byłby to smutny obraz, budzący naszą, tak wyczuloną w bożonarodzeniowy
czas katolicką empatię, gdyby nie jeden istotny fakt - Suka jest w tym
wszystkim szczęśliwa.
Suka jest suką.
Rozbierając to zdanie na czynniki pierwsze rozróżniamy Sukę, jako imię nadane
przez bardzo przewidującą matkę oraz sukę, jako stan umysłu bądź też cechy charakteru,
jak kto woli. Główna bohaterka jest jeszcze młoda, ale bardzo świadoma siebie,
swoich celów, poglądów, patrzy na świat i analizuje go bardzo drobiazgowo i
krytycznie. Nic nie umknie jej suczym oczom, a każdy brud, jaki zauważy
zostanie przez nią ostro skomentowany. Suka jest bogata i nie kryje się z tym,
że lubi luksus. Suka jest biseksualna i ma dziewczynę, która ją ostro irytuje
Mariannę. Suka spotyka się tylko ze swoją matką i żonatymi mężczyznami w wieku
adropauzalnym, poza tym ogranicza kontakty z innymi ludźmi do minimum. Suka
ceni swój wolny czas, pracuje w domu, dużo czyta, całuje psa za uszami i co
roku wyjeżdża na narty.
Katarzyna Gryga stworzyła
Sukę, jako przedstawicielkę nowoczesnego pokolenia kobiet, które nie są
pieskami salonowymi, a „samcami alfa”. Żyją przede wszystkim dla siebie,
pozostają w wolnym stanie, po to, aby nikt im nie naruszał „suwerenności łóżka”.
Zarabiają na swoje przyjemności i nie skąpią sobie niczego. Chcą pracować, mają
wiedzę, umiejętności i zapał, swoją wartość potrafią udowodnić czymś więcej niż
tylko pustymi przymiotnikami „punktualna, dyspozycyjna, łatwo nawiązująca
kontakty” wpisanymi w CV. Jest tylko jedno małe „ale” – w naszym kraju nie ma
miejsca dla takich ludzi, ponieważ wyższe stanowiska zapełnione już zostały półgłówkami.
Dla całej reszty zostaje już tylko bezpłatny staż, a przy odrobinie szczęścia
lub znajomości najniższa krajowa.
Powieść jest
skonstruowała w taki sposób, że nie jest ważne w zasadzie to, co się dzieje w
akcji, chyba, że kogoś interesuje opis wakacji, wyjścia na kawę do miasta albo
jazdy samochodem po mostach. Najważniejszy jest sposób postępowania, patrzenia
na świat, jaki reprezentuje Suka, bezimienna w zasadzie z tego powodu, że może
nią być każda z nas, albo też każda osoba w naszym otoczeniu. Co więcej, taka
suka siedzi każdej głowie, ale tu jest dopuszczana częściej do głosu, a tam
mniej albo i wcale. Nie chodzi też o ocenianie głównej bohaterki w kategoriach,
czy jest ona dobra czy zła. Czytelnik ma ją wysłuchać, ma ją skrytykować, znienawidzić
w pewnych aspektach, a zrozumieć i bić jej brawo, jeśli chodzi o inne. Ja na
przykład kompletnie nie zgadzam się z Suką w kwestiach miłości. Nie podoba mi się
zupełnie sposób, w jaki ta traktuje swoją dziewczynę Mariannę. Żadna osoba nie
powinna być tak traktowana, nawet ta najbardziej pusta, naiwna czy głupia.
Jeśli chodzi o język
powieści, to faktycznie trzeba się do niego przyzwyczaić, choć mnie nawet później
wydawało się, że miejscami coś zostało przekombinowane i napisane na siłę. Nie
lubię tego i niezmiernie mnie to zawsze mierzwi. Jednak jest to jakiś sposób
przeciwstawienia się słodkiemu, rozlazłemu sposobowi pisania, jaki reprezentują
prawie wszyscy autorzy „literatury kobieciej”. Wisienką na torcie tej książki
są ironiczne rysunki autorki, które
obrazują rzeczywistość i sprawiają, że Katarzyna Gryga w naszych oczach staje się po
prostu jedna z nas.
Ta krótka książka skłoniła
mnie też do rozmyślań nad sama sobą. Błagam kosmos, żeby mi pozwolił wypracować
w sobie tą niezależność, umiejętność wyzbycia się wyrzutów sumienia, kiedy mam ochotę
złamać schematy i nie dać się „podporządkować terrorowi kalendarza”. Nie czuć ciągle
na sobie presji robienia czegoś w określony sposób. Nie potrafię się tego wyzbyć
i czuć się wolna jak Suka, która sobie wychodzi w trakcie imprezy, bo ją denerwują
durne dowcipy, która nie ma znajomych i nic sobie z tego nie robi… I na koniec
najważniejsze, co zapamiętałam z tej książki: nie powinniśmy pozwolić na to, aby nasze szczęście determinowali ludzie,
tylko nasz umysł i serce.
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa:
Zaintrygowałaś mnie tą książką. Tematyka wydaje się bardzo interesująca, a skoro po tej lekturze nasuwają się takie mądre refleksje, to koniecznie muszę ją przeczytać.
OdpowiedzUsuń