„Największe
przyjemności prawie zawsze wpływają z najprostszych źródeł”
Cytat ten jest bardzo prosty, ale idealnie obrazuje istotę
książki, z której pochodzi –„Mniej znaczy więcej” Briana Drapera. Moją
recenzję przeczytacie tutaj, dowiecie się z niej, że ta niepozorna książeczka w znaczący sposób wpłynęła na mój
sposób postrzegania wielu spraw, pomogła mi się zatrzymać, włączyć wewnętrzny
hamulec i choć nadal zdarza mi się pędzić przez ulice ze wzrokiem wbitym w chodnik, to
jednak teraz potrafię powiedzieć sobie „stop”, zatrzymać się, rozejrzeć i
posłuchać. Nadal za każdym razem zadziwia mnie to, co usłyszę lub zobaczę...
Po raz pierwszy w życiu usiadłam w parku, aby poczytać
książkę. Ponoć wiele osób tak robi, ale tak naprawdę rzadko widzę taką osobę,
która po prostu siedzi i czyta. Ja zazwyczaj po prostu przez park
przechodziłam, byłam w drodze na mieszkanie, na uczelnie, do sklepu. I musiałam
tam być teraz, zaraz, już! Po co tracić czas na siedzenie na ławce, skoro mogę sobie
posiedzieć w domu? No, ale dobra, zobaczymy, co z tego będzie.
Akurat świeciło słońce, więc zajęłam miejsce niedaleko
fontanny, wyciągnęłam zbiór opowiadań Alice Munro i zaczęłam czytać… Po chwili
zaczęły do mnie docierać odgłosy ptaków, szum drzew… Przerwałam lekturę. Zamknęłam
oczy. Liście tak pięknie pachną o tej porze roku. Przynoszą na myśl dziecinne
zabawy w wielkich szeleszczących i kolorowych kopcach w ogrodzie. Rozejrzałam
się i właśnie w tej chwili zobaczyłam uciekającą na drzewo wiewiórkę. Brzmi
kiczowato, ale naprawdę tak było. Przesiedziałam tak prawie dwie godziny,
zasłuchana, pogrążona we wspomnieniach, które same zaczęły pojawiać się w mojej
głowie, trochę czytałam. Dawno nie czułam się tak zrelaksowana i spokojna…
To przeżycie zachęciło mnie do dalszych zmian i poszukiwań.
Zazwyczaj zaraz po wyjściu z mieszkania zakładam na uszy słuchawki i odpływam
wraz z ulubionymi piosenkami. Do rzeczywistości powracam dopiero przez drzwiami uczelni. Tym razem nie wzięłam z domu odtwarzacza. Na przystanku usiadłam obok babci z
małą wnuczką, która w zupełnie nieskrępowany i naturalny sposób rozmawiała z
nieznajomą kobietą również czekającą na autobus.
„Ile masz lat?”
„Dwa lata temu ja i Tomuś mieliśmy razem pięć”
„O proszę, a ile masz
teraz?”
„Ja? Dalej pięć”.
Po krótkiej chwili obok przystanka przechodził chłopak z pięknym
labradorem na smyczy, na jego widok dziewczynka zerwała się i pobiegła w ich
kierunku z zachwytem wołając: „Piesku, cześć! Cześć, piesku!”. O mały włos, a
by się z babcią spóźniły na autobus, ale i tak dziecko nie zapomniało pomachać
z okna pieskowi i swojej nowej znajomej.
Może to wszystko to nic, może niewiele, ale tak naprawdę,
jak bardzo naiwnie by to nie zabrzmiało, te małe rzeczy budują naszą radość życia. To
są właśnie te fragmenty rzeczywistości, które pod koniec dnia wpisujemy do rubryczki o
tytule: „Co mnie dziś miłego spotkało?”. Gdybyśmy zwracali uwagę tylko na te duże
sprawy, rzadko kiedy mielibyśmy coś do napisana w tym temacie. Bo jak często
wygrywa się w totolotka, bierze ślub, spotyka miłość swojego życia albo
dostaje wypasiony prezent? Właśnie. A z drugiej strony, jak często możemy
uśmiechnąć się do nieznajomego, usłyszeć śmieszną historyjkę z ust dziecka, zobaczyć
ładny widok lub znaleźć oryginalny liść w parku? I nikt mi nie wmówi, że to
wszystko, choć tak błahe, nie wywołuje uśmiechu, a on jest przecież
najważniejszy.
Co Was miłego dziś spotkało?
Skończenie zajęć 10 minut wcześniej :D
OdpowiedzUsuńNiechcące podsłuchiwanie rozmów na przystankach, zwłaszcza małych dzieci, może być wyjątkowo zabawne :) Niestety ja nie lubię, gdy ktoś nagle zaczyna mówić do mnie - wiem, starsi ludzie mają potrzebę rozmawiania i smutno się robi, kiedy się pomyśli, że w domu mogą być sami, ale ja naprawdę tego nie lubię...Szkoda, że wzbudzam zaufanie. :P
Lubię czytanie w parku, kiedy nie wieje, nie szastają mi kartki i włosy. Wtedy to świetny pomysł, ale wolę swój balkon w miarę możliwości :)
Mam do odbioru w bibliotece "Uciekinierki" Munro, w końcu trzeba przeczytać coś sławnej noblistki.