czwartek, 19 grudnia 2013

Jodi Picoult "Krucha jak lód"

Ulubiony autor jest jak przyjaciel, który dzieli się z nami każda najskrytszą myślą, każdym pragnieniem, obawą i każdą historią zarówno tą usłyszaną jak i tą, która powstała w głębi jego serca. Dlatego też uważam za przyjaciółkę Jodi Picoult i mówiłam już o tym nie raz. Ostatnio się w moim sercu, w życiu trochę pokłębiło, zachmurzyło i jak zwykle w takich chwilach, od dzieciństwa właściwie, uciekłam w opowieści zamknięte pośród kart książek. „Krucha jak lód” pozwoliła mi oderwać myśli od tego, co tutaj i teraz. Przepadłam w niej całkowicie.

Kim jest nasza Krucha? Czego metaforą jest ten tytuł? Mimo że możemy go rozważać wielopłaszczyznowo, to jednak główne jego znaczenie jest dość dosłowne, gdyż główną bohaterką powieści jest mała dziewczynka Willow, która choruje na wrodzoną łamliwość kości. Potknięcie się na progu? Trzask! Zbyt mocny uścisk mamy? Trzask! Podbiegnięcie do huśtawki? Trzask! W takim tempie łamią się kości tej pięcioletniej dziewczynki, która chciałaby bawić się jak wszystkie dzieci, ale musiałaby zapłacić za to bólem i udręką w postaci gipsu. Nie da się ukryć, że jej choroba to wielkie obciążenie dla rodziny, a szczególnie dla matki Charlotte. Upragnione dziecko jest dla niej zarazem przekleństwem, jak i największą radością. Podobnie jak dla reszty rodziny, ojca Seana oraz starszej siostry Amelii. Każdy jednak daje sobie jakoś radę z całą sytuacją do czasu, gdy młoda adwokatka pokazuje im niebezpieczną, najeżoną kolcami drogę, która wiedzie przez oskarżenie najlepszej przyjaciółki rodziny o błąd w sztuce lekarskiej podczas prowadzenia ciąży Charlotte, aż do wielkiego odszkodowania, które miałoby zapewnić Willow dobre życie. Przed sądem będzie musiało jednak paść jedno kluczowe zdanie: Gdybym miała wybór, wolałabym, aby moja córka nigdy się nie urodziła. Trzask! Tym razem pękają serca…

Dawno nie czytałam tak emocjonującej, wzruszającej, a także rozdzierającej mnie wewnętrznie pomiędzy wieloma rożnymi racjami powieści. W zasadzie mamy tu do czynienia z wieloma rożnymi historiami, z wieloma rożnymi dramatami, które jednak swoje źródło maja w tym samym miejscu. „Krucha jak lód” to Pioult w najlepszej formie, także w warstwie językowej; możemy sycić nasze dusze pięknymi metaforami, porównaniami, nawiązaniami. Jak zwykle niebywale empatyczna, inteligentn autorka w "banalnej", jak zarzuca jej wiele osób, formie oraz z dozą melodramatu, ale taką ją lubię i taką ją chcę.

Ile może być poprawnych odpowiedzi na jedno pytane? Ile mamy pytań, dylematów, które takowej nie posiadają wcale? Jak złączyć rozsypującą się w proch rodzinę? Jak skleić potrzaskane serce? Jak nie oduczyć się widzieć tego, co ważne? Jak żyć ze świadomością, że ktoś nas nie chce? Pytania, które powstawały w mojej głowie podczas czytani "Kruchej jak lód" mogłabym wypisywać cały wieczór, odpowiedzi wyliczę na palcach jednej reki. Ale takie właśnie jest życie i tego uczy mnie Jodi w swoich książkach. Żeby nie bać się błądzić, żeby pytać, szukać odcieni, a nie tylko kontrastów. Że życie jest ciężkie, ale do przeżycia…

7 komentarzy:

  1. Tak się zbieram, zbieram i nie mogę zebrać, żeby zapoznać się z twórczością Picoult. Cały czas się z nią rozmijam, a mam coraz większą chętkę na jej książki. Eh, przynajmniej dzięki Twoim recenzjom będę wiedziała, na co mam polować :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Są takie książki, które na pewno nas w końcu dopadną. Picoult złapie Cię w swoje sieci prędzej czy później i coś mi się wydaje, że prędko nie puści:)

      Usuń
    2. Pewnie nie będę się wyrywać ;)

      Usuń
  2. Książki Jodi obfitują w emocje - czytałam tylko jedną, ale przeszłam przez zdenerwowanie, poirytowanie, łzy, szczęście... Powyższą koniecznie muszę przeczytać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli ta jedna na Ciebie zadziałała to inne też nie pozostawią Cię obojętną. To po prostu TEN poziom wrażliwości:)

      Usuń
  3. Uwielbiam twórczość Jodi Picoult. Mam za sobą jej osiem powieści i chcę więcej... Wszystkie są wspaniałe, ale "Krucha jak lód" jest jedną z najlepszych.

    Angelo, zapraszam Cię na moje autorskie wyzwanie "Grunt to okładka", o którym napisałam na blogu. Może zechcesz wziąć udział? :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Próbowałam kiedyś przeczytać tę książkę ale jakoś nie potrafiłam się nią zachwycić.

    OdpowiedzUsuń